„Nie bój się cieni, one świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło”
Oscar Wilde
Niestandardowo jest pisać o słabości w kontekście współczesnej psychologii, która często gloryfikuje pozytywne myślenie, nadmierną wiarę w siebie czy manipulację drugim człowiekiem.
Otóż, słabość należy do natury człowieka. Współczesny świat nie wyraża zgody na słabość. Świat dąży do perfekcyjnego wyglądu, doskonałej sylwetki, wagi, intelektu, inteligencji. Wedle współczesnego myślenia, każdy „powinien” mieć wysoko płatną pracę, dobre stanowisko, idealną rodzinę i dużo pieniędzy.
Mówienie o słabości człowieka, o jego zmaganiu się z trudnościami, o jego porażkach i upadkach, a także o jego nieustannym powstawaniu, jest zazwyczaj niepopularne. A szkoda. Bo w tym właśnie tkwi jego piękno. Dążąc do perfekcji i do bycia idealnym zakładamy „maski”, które coraz bardziej zafałszowują obraz, istotę nas samych. Maski doprowadzają do poczucia, że nie wiem kim jestem i czego pragnę. A to ważne pytania, jakie człowiek powinien stawiać sobie każdego dnia. Bez odkrycia własnej słabości, bycie autentycznym człowiekiem jest niemożliwe. A co za tym idzie, pełnia życia jest nie do osiągnięcia.
Spotkałam kiedyś dziewczynę, która przez lata żyła w poczuciu, że musi być dobra we wszystkim, pracowita, przestrzegająca precyzyjnie nakazy moralne, sympatyczna dla każdego kogo spotka, bo przecież takim „powinno” się być. I faktycznie dążyła do perfekcji, kosztem samej siebie. Bardzo cierpiała. Sama określiła, że przez te lata czuła pustkę. Nie doświadczała satysfakcji ani ze swoich relacji z innymi, z pracy ani w kontakcie z Bogiem. Przyznała, że żyła jakby „obok” siebie samej. Dopiero po czasie terapii, w którym pozwoliła sobie na doświadczenie złości, lęku, dopuściła też do siebie najgłębsze swoje pragnienie – bycie autentyczną. Wiązało się to z możliwością wypowiedzenia tego, co bolało ją najgłębiej, swoich słabości, niedociągnięć i porażek. Wszystko to odbywało się w klimacie miłości i zrozumienia, stąd nie stanowiło to dla niej cierpienia. Ten czas i miejsce, gdzie mogła wypowiadać przed sobą i drugim człowiekiem siebie samą, określa jako „czas i miejsce łaski”. Rzeczywiście tak było. Stawała i staje się do dzisiaj świadomą Kobietą, która odkryła drogę swojego rozwoju duchowego i osobowego, właśnie dzięki byciu prawdziwą – ze wszystkim co w niej jest.
Doświadczenie słabości pozwala nam żyć tu i teraz oraz być w kontakcie z samym sobą. Odkrycie słabości przed drugim człowiekiem, tak naprawdę jest też odsłonięciem się przed Bogiem. Nazywając w sobie słabość, możemy nauczyć się przyjmować siebie ze wszystkim. A to uwalnia od lęku. Od lęku przed byciem nienajlepszym i nieatrakcyjnym.
Postawa przyjęcia siebie ze wszystkim co w nas, wyzwala cichą potrzebę wdzięczności Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi.
Może czasami warto zapytać się samego siebie, czy wiem, co jest moją słabością? Czy nie zakładam niepotrzebnych masek, które chronią mój fałszywy obraz siebie? Czy stać mnie na to, by opowiedzieć komuś o mojej słabości? Czy stać mnie na to, by nie być najlepszym i nieatrakcyjnym?