Ostatnio x Dyrektor lekko wybuchnął. Jak zwykle odbył się kolejny wykład samokształceniowy w sekretariacie z dyskusją. Tym razem Pan Marek. Lekki wykład miał przygotować, więc mówił na temat: Twierdzenie Carlesona o szeregu Fouriera funkcji z L^2. Po wszystkim Dyrektor powiedział, że już wystarczy tych teorii. Czas na praktykę. I do tego jeszcze, że on to ma bombę. Nieco zaniepokojeni współpracownicy opracowali już plan rozbrojenia. W końcu nadszedł ten dzień. Ks. Dyrektor wygłosił historyczny wykład na temat parzenia kawy, a raczej tego, jak to drzewiej w Polsce bywało. Wspomógł się Panem Tadeuszem. Nie, nie dawnym konserwatorem, ale tym od Mickiewicza. Z pamięci deklamował wpatrzony w filiżankę.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czem dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nietrudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
Ks. Dyrektor usiadł trochę bardziej niż lekko zadyszany
Niewinnego Lokalnego Wuefistę przykuł wzrokiem do ściany
Spojrzał wymownie na swoją kawę, która miała być latte
I ze złością powiedział: „a my jak gbury lejemy Łaciate”.