Poniedziałek rano. Pogoda bardziej niż niepewna. Niebo zachmurzone, a w nocy padało. Jedziemy na wycieczkę z obawą jak tam z pogoda. Pan Wojtek – geograf – ma największą z nas wiedzę z meteorologii. Kręci nosem. Dzisiaj park linowy i nie wiadomo czy nie będzie trzeba sobie odpuścić. Jednak czym bliżej Torunia tym ładniej. Pogoda była wyśmienita.
Kierowca autobusu tak roztropnie wybiera trasę, że omijamy wszelkie korki. Na pierwszy postój przyjeżdżamy dobre pół godziny przed czasem. Podobnie jak do pierwszej stacji naszej wycieczki. Muzeum druku w Grębocinie. Nie tylko zbiory ale i obiekt zasługują na uwagę. Muzeum mieści się w XIII wiecznym kościele pw. Św. Barbary, wzniesionym przez Krzyżaków za czasów ich panowania na Pomorzu i Kujawach. Gotycka świątynia kilkanaście lat była gruntownie odrestaurowywana i przekształcana na cele muzealne, pod okiem Dyrektora muzeum Dariusza Subocza – dyplomowanego konserwatora dzieł sztuki.
Tam zostajemy podzieleni na dwie grupy. Jedna zapoznaje się z działaniem czcionek i maszyn drukarskich, druga uczy się pisać gęsim piórem. Przy okazji uczą się historii słowa drukowanego. Wiedza podana w niezwykle ciekawej formie. Na koniec każdy mógł zaczerpnąć nieco masy papierowej i wykonać własną kartkę papieru.
Później obserwatorium astronomiczne w Piwnicach. Przewodnik – doktor astronomii – z pasją opowiadał o historii astronomii. Pokazywał urządzenia, kręcił kopułami teleskopów, odpowiadał na wszystkie pytania.
Po gwiezdnych atrakcjach park linowy. Niesamowite, małpie ewolucje na wysokości i zjazdy tyrolskie. Radość po pachy.
W końcu dojeżdżamy do Fortu IV w Toruniu. Tam zakwaterowanie w warunkach koszarowych. Metalowe łóżka, wojskowe koce i materace. Nad nami potężna kopuła cegieł, betonu i ziemi. Temperatura zawsze 16 stopni bez względu na tę na zewnątrz. Kolacja (jedzenie bardzo dobre) i dyskoteka. Później sen w wojskowych koszarach.
Drugi dzień to zajęcia survivalowe. Szybki marsz do lasu, trochę teorii i do przetrwania. Jedna z grup miła spowodować, że śmierdząca woda z bajorka będzie się nadawać do picia. I to za pomocą tylko tego, co się znajdzie. Udało się. Druga grupa w tym czasie rozpalała ognisko z mokrego drzewa bez podpałki i bez zapałek. Da się. Trzecia nauczyła się korzystać z kompasu i systemu GPS. Dużo dobrej zabawy.
Po południu strzelanie, alpinistyka miejska (w tym zjazdy nad 15 metrową skarpą) i gotowanie wojskowej grochówki. Wyszła wyśmienicie i świetnie smakowała z prawdziwych, wojskowych menażek. Nocą spacer po forcie z pochodniami.
Ostatni dzień to zwiedzanie Torunia. Czekał na nas pan Wojtek – dobry już znajomy. Wykładowca UMK, specjalista od odnowy witraży oraz świetny przewodnik. Kiedy opowiada jest chętnie przez wszystkich słuchany. Kiedy kończy mówić to aż żal. Dwie godziny mówił o mieście, które kocha.
Zostawia nas pod Muzeum Piernika. Tam warsztaty i każdy piecze własnoręcznie pysznego piernika.
Jeszcze obiad i ok 20 pełni wrażeń wróciliśmy do Marek. Jest co wspominać!